Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

piękną i tchnącą spokojem, z twarz dobrotliwą, z serdecznym wyrazem oczu i łagodnemi rękoma, od których spływał na jego czoło chłód kojący. I zrozumiał, że tym razem, boska towarzyszka uczyniła go swoim wybrańcem.
Nie każdy człowiek zdolny jest znosić samotność, wielu narzeka na nią, jakkolwiek odczuwa przytem tajną dumę. Skarga ta brzmi poprzez wieki i dowodzi, bez wiedzy tych, którzy się skarżą, że nie byli wybrańcami i powiernikami samotności. Otworzyli jedynie pierwsze drzwi do niej i czekali napróżno w przedsionku, ale nie mieli cierpliwości zostać tak długo, aż przyjdzie na nich kolej wejść do środka albo też ich natrętne naleganie sprawiło, że ich znów wydalono. Nie dociera się do serca przyjaciółki samotności bez daru łaski albo bez próby z należną czcią odbytej. Trzeba otrzeć u drzwi proch ze stóp swoich, zostawić tam hałaśliwe głowy z zewnątrz i wszelkie myśli niskie, egoizm, próżność, godny politowania bunt zawiedzionych uczuć i zranionej miłości własnej. Tak jak czyste cienie orfickie, których gasnący głos nam przekazały złote tabliczki, tak musi się dusza wymkąwszy się z koła boleści“, samotna i naga, pojawić obok lodowatej fontanny, która wytryska z jeziora pamięci.„
To cud zmatwychwstania. Ten co zastawił swój szczątek śmiertelny i myśli, że stracił wszystko, odkrywa, że dopiero od dnia dzisiejszego wstępuje W swoje prawdziwe dobra. I nietylko on sam i inni są mu teraz zwróceni, ale widzi nadto, że dotychczas nigdy ich nie posiadał. Zewnątrz w natłoku, jakżeż mógłby widzieć ponad głowami tych, którzy go ciasnem kołem otaczają? A nawet najbliższym, którzy przyciśnięci do jego piersi, ciągną go z sobą,