Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ogrodzenia. Clerambault znał zbyt dobrze uśmiech szyderczy, z jakim znakomici uczeni, którzy wyszli ze szkół oficjalnych, odrzucają bez dalszego badania pomysły wynalazców. Pewien rodzaj wiedzy łączy się wybornie z posłuszeństwem. Przynajmniej Daniel nie wnosił do niej żadnej ironji: był to raczej wyraz smutku stoickiego i nieugiętego. Nie brakło mu wcale śmiałości ducha, ale jedynie w rzeczach abstrakcyjnych. Postawiony wobec życia, wyobrażał mieszaninę — albo raczej, ściśle biorąc, następująca po sobie kolej — lękliwości i uporu, skromności, która wątpi i nieugiętego przekonania. Człowiek, jak wielu innych, pełen sprzeczności, złożony z poszczególnych sztuk i kawałków. Tylko, że u człowieka intelektualnego, zwłaszcza u męża głębokiej wiedzy, te poszczególne kawałki leżą obok siebie i szwy są widoczne.
— A jednak, — mówił Clerambault, kończąc nagłos uwagi, jakie czynił właśnie w milczeniu, — nawet podstawy wiedzy ulegają zmianie. Pojęcia chemji, fizyki przechodzą od dwudziestu lat przez kryzys odnowienia się, który niemi wstrząsa, ale je oraz zapładnia. A owe rzekome prawa, które rządzą społeczeństwem ludzkiem albo raczej chronicznym bandytyzmem narodów, miałyby pozostać zawsze niezmienne? Czyż niema miejsca w naszych duszach dla nadziei lepszej przyszłości?
— Nie moglibyśmy walczyć, — odrzekł Daniel, — gdybyśmy nie mieli nadziei, że wprowadzimy w świecie porządek bardziej sprawiedliwy i bardziej ludzki. Wielu z moich towarzyszów broni ma nadzieję, że ta wojna będzie końcem wszystkich wojen w ogólności. Ja w to nie wierzę i nie wymagam tyle. Wiem jednak z pewnością, że nasza Francja jest