Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

będzie kiełkowało a które zgnije marnie? Czy jest to może powód, aby nie siać wogóle? Jakiż postęp możnaby było kiedy osiągnąć, gdyby ten, który nosił w sobie jego zaród, zatrzymał się przerażony przed olbrzymim blokiem starych nawyczek, grożącym mu zmiażdżeniem?
— Pojmuję, że mędrzec broni prawdy, którą odkrył. Ale czyż ta praca społeczna jest pańskiem zadaniem? Poeto, pozostań przy twoich marzeniach i niechaj twoje marzenia zostaną przy tobie!
— Jestem najpierw człowiekiem a dopiero potem poetą. Każdy uczciwy człowiek ma pewne posłannictwo do spełnienia na tym świecie.
— Pan masz w sobie zanadto cenne skarby ducha. Poświęcić je byłoby morderstwem.
— Tak, pan pozostawiasz poświęcenie się udziom maluczkim, którzy nie mają wiele do stracenia...
Milczał chwilę, potem mówił dalej:
— Drogi przyjacielu, często myślałem o tem: nie wypełniamy naszych obowiązków. My wszyscy ludzie myślący, artyści... I to nietylko dzisiaj, ale już oddawna. Zawsze tak było. Mamy w sobie część prawdy, blaski światła, które kryjemy ostrożnie. Miałem z tego powodu już nieraz niejasne wyrzuty sumienia. Ale wtedy bałem się jeszcze wejrzeć w siebie samego. Dopiero przejście, jakiego doznałem nauczyło mnie widzieć. Jesteśmy ludzie uprzywilejowani i to nakłada na nas obowiązki. Nie wypełniamy ich jednak, albowiem obawiamy się śmieszności. Elita ducha jest arystokracją, która twierdzi, że zajęła miejsce arystokracji rodowej, ale zapomina o tem, że ta zaczęła od tego, iż płaciła krwią za swoje przywileje. Od wieków ludzkość słyszy dużo słów mądrości, ale rzadko kiedy widzi, aby mędrcy się za nią poświęcali. A toby przecież nie zaszko-