Moja mamuliczko,
Coć mi twardo śpicie!
Na wojenkę mnie zabrali,
Wy o tém nie wiécie.
O jakci mnie wzięli,
W żelaza mię spięli,
Od miasteczka do miasteczka
Tamci mnie wodzili.
Jakci mnie przywiedli
Przed panieńską bronę,
Kazali mi se obrać,
Którą chcę szwadronę.
Dali mi czapeczkę
Z białemi tresami,[1]
Moja kochaneczka
Obléwa się łzami.
Niczego mi nie żal,
Jeno okieneczka,
Co ja przecz nie wglądał,
Co robi dziéweczka.
Ona w oknie siedzi,
Chusteczkę wyszywa,
Oto jest miluchna,
Coch u niéj przebywał.
Jak Kasinka jabłka rwała,
Na Jasinka zawołała:
Ej, Jasinku, żal mi cię,
Strzelcy jadą, wezmą cię;
Jedzie po cię w dwiesta koni,
Już się Jasiek nie obroni!
Ej, obronię się jabłuszkiem, —
Ty mnie zastaw twym fartuszkiem.
W Raciborzu, w jednym domie,
W Raciborzu, w jednym domie
Szyją szewcy, szyją krawcy
Mundur dla mnie.
Szyją, szyją munderunki,
Że muszę iść do wojenki,
Ty, ma dziócho,[2] żal mi ciebie,
Że muszę precz iść od ciebie.
Mój syneczku, mój nadobny,
Powiedz mi, jeśliś mi dobry?
Poznasz ci ty moję dobroć,
Jak zapłaczesz nad nią nieraz.
Nie trzeba, dziócho, ci będzie
Drzewa rąbać, drzewa rąbać,
Bo ci się będzie
Na plecach łamać.