Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  47  —

zasępionym i wkońcu albo udawał, że pytań kapitana nie słyszy, lub też dawał mu odpowiedzi krótkie i odbierające chęć do ponowienia zapytania.
Po dwugodzinnej jeździe podróżni napotkali bagnisko, nierównie obszerniejsze i głębsze od wszystkich poprzednich. Roland, lękając się o siostrę, zawahał się, czy ma jechać środkiem, czy też wyszukać ścieżki, któraby im dozwoliła okrążyć bagno. Niecierpliwy przewodnik uderzył prętem konia Edyty i zmusił go pójść prosto w bagno. Roland i murzyn Cezar poskoczyli jej z pomocą i po niemałych trudach udało im się przeprowadzić szczęśliwie pannę Forrester na drugą stronę. Gdy stanęli na suchym gruncie, Roland oburzony na przewodnika, zawołał gniewnie:
— Mój panie! Mniemałem, że w Kentuky, podobnie jak w całym świecie cywizowanym, mężczyźni bywają grzecznymi, zwłaszcza dla kobiet, tymczasem obchodzisz się z nami jakby dziki Indyamn. Cóż ci moja siostra zawiniła, że jesteś dla mej tak niedelikatny?
Przewodnik, jakby zawstydził się swej popędliwości, wstrzymał konia i rzekł:
— Kapitanie, nie jestem ani złym, ani nieużytym człowiekiem. Jeżeli obraziłem waszą siostrę, niechaj mi wybaczy, ale nie dziwcie się mojej niechęci. Wiadomo wam, że całe hrabstwo stoi pod bronią, że okrutni rozbójnicy indyjscy palą nasze osady, mordują żony i dzieci, niszczą dobytek krwawo zapracowany. Masz-że sumienie w tak