Strona:PL Robert Louis Stevenson - Wyspa Skarbów.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do powiedzenia słów kilku o naszym kucharzu okrętowym, noszącym powszechnie przydomek „Patelnia“.
Na okręcie nosił on szczudło na taśmie uczepionej dokoła szyi, ażeby mieć o ile możności obie ręce swobodne. Warto było widzieć, jak wścibiał kulawą nogę między stos drzewa i oparty na niej, nie zważając na kołysanie okrętu, z taką pewnością zajmował się gotowaniem, jakgdyby stał na lądzie. Jeszcze dziwniejsze było go widzieć kroczącego po pokładzie w czasie największej zawieruchy. Żeby ułatwić sobie przejście na dłuższych przestrzeniach, założył kilka pętlic, które przezwano kolczykami Długiego Jana, i mógł o własnych siłach przedostawać się z jednego miejsca na drugie, raz posługując się szczudłem, to znów wlokąc je za sobą na taśmie, z taką szybkością, że dorównywał w kroku innym ludziom. Kilku ludzi, którzy poprzednio odbywali z nim podróże morskie, wyrażało ubolewanie, że już wyszedł z dawnej wprawy, którą mieli sposobność podziwiać.
— Patelnia nie jest człowiekiem pierwszym z brzega! — zwierzał mi się podsternik. — Przeszedł on dobrą szkołę w młodości i umie mówić mądrze, jak z książki, a jaki chwat! Lew jest niczem w porównaniu z Długim Janem! Widziałem, jak złapał raz czterech i potrzaskał im łby jeden o drugi... chociaż był bezbronny.
Cała załoga poważała go niezmiernie, a nawet słuchała we wszystkiem. Do każdego umiał stosownie przemówić i każdemu wyświadczył jakąś szczególną przysługę. Dla mnie był uprzejmy, aż do uprzykrzenia i zawsze chętnie mnie widział w kuchni, którą utrzymywał jak cacko w wielkiej czystości i porządku;