Strona:PL Robert Louis Stevenson - Skarb z Franchard.pdf/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— W teoryi tak — odpowiedział doktor. — Ale doświadczenie uczy, że nikt tego nie robi. Wszyscy wyobrażają sobie, że będą stanowić wyjątek, jeżeli się przypadkiem wzbogacą. Lecz sam fakt posiadania obniża nasz poziom moralny. Budzą się nowe potrzeby i żądze, a niemądre zamiłowanie w wystawności niszczy samo jądro uciechy.
— A więc mógłbyś pan być lepszym, gdybyś posiadał mniej — rzekł chłopiec.
— Z pewnością nie — odpowiedział doktor, ale głos mu drżał, gdy to mówił.
— Dlaczego? — pytała niemiłosierna naiwność.
Doktor Desprez ujrzał nagle wszystkie kolory tęczy, wirujące mu w oczach, nieruchomy wszechświat zapadał się z nim razem.
— Ponieważ — rzekł po dłuższej przerwie, udając, że się namyśla — ponieważ urządziłem moje życie odpowiednio do mych obecnych dochodów. Nie jest dobrze dla ludzi w moim wieku, gdy się ujrzą nagle wytrąconymi ze swych przywyknień.
Był to mistrzowski wybieg. Doktor odetchnął ciężko i zachowywał przez całe popołudnie ponure milczenie. Co do chłopca był on zachwycony rozwiązaniem dręczącej go wątpliwości; dziwił się nawet, jak sam nie przewidział tak jasnej i rozstrzygającej odpowiedzi. Jego wiara w doktora była sama przez się wielkim skarbem. Desprez bywał czasem podchmielonym odrobinkę przy obiedzie, zwłaszcza po kilku lampkach wina reńskiego, do którego czuł wielką słabość. Rozwodził się wówczas nad gorącością swych uczuć dla Anastazyi i z rozpłomienionemi policzkami i luźnym, trochę niepewnym uśmiechem rozprawiał o najprzeróżniejszych przedmiotach, pozwalając sobie przytem na trochę mdłe i niedyskretne dowcipy. Ale przybrany chłopiec stajenny nie pozwolił sobie nigdy na żadną wątpliwą uwagę, tchnącą