Strona:PL Robert Louis Stevenson - Skarb z Franchard.pdf/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A więc kochasz mnie? — wybuchnął doktor Desprez z niezwykłą żywością.
— Nie wiem — odpowiedział Jan-Marya.
Doktór wstał.
— Życzę ci miłego poranku — rzekł. — Dość mam już ciebie. Może w żyłach twoich płynie krew, może niebieski nektar, albo może krąży w nich tylko zwyczajne powietrze, którem oddychamy. Ale jednej rzeczy pewny jestem niezłomnie: że nie jesteś ludzką istotą. Nie, chłopcze — krzyczał, potrząsając przed nim kijem — nie jesteś ludzką istotą! Zapisz to, zapisz sobie w pamięci: »Nie jestem ludzką istotą, niemam żadnej pretensyi być ludzką istotą! Jestem bożkiem, senną zjawą, aniołem, akrostychem, illuzyą, co się komu podoba, ale nie ludzką istotą!« A teraz, moje uniżone służby szanownemu panu i do widzenia.
To mówiąc, doktor oddalił się szybko ulicą, nieco wzburzony, a chłopiec stał, nie ruszając się z miejsca i patrząc przed siebie w niemem zdumieniu.