Strona:PL Robert Louis Stevenson - Skarb z Franchard.pdf/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stawioną wieczerzą. Spostrzegłszy butelkę wina, nalałem kieliszek i zawołałem Filipa, by je przyszedł wypić. Porwał się natychmiast i przybiegł do mnie z silnym wyrazem nadziei, ale gdy zobaczył wino, drgnął widocznie.
— O, nie — odparł — to nie, to dla pana. Ja tego nie cierpię.
— Bardzo dobrze, sennor — odpowiedziałem. — W takim razie ja sam wypiję to wino za twoje zdrowie i za pomyślność pańskiego domu i rodziny. A ponieważ o tem mowa — dodałem, wypiwszy — czy nie będę miał przyjemności złożenia osobiście mego uszanowania u stóp sennory, pańskiej matki?
Ale na te słowa znikł w mgnieniu oka cały dziecięcy wyraz jego twarzy, a zastąpiło go spojrzenie nieopisanej chytrości i tajemniczości. Równocześnie cofnął się gwałtownie w tył, jak gdybym był dzikiem zwierzęciem, gotującem się do skoku, albo niebezpiecznym łotrzykiem ze sztyletem w ręku, lecz gdy już był blizko drzwi, błysnął ku mnie ponuro z pod nasępionych powiek.
— Nie — wyrzekł nareszcie i w chwilę potem wysunął się cichutko z pokoju.
Słyszałem niknący w oddali odgłos jego kroków, tak lekkich, jak krople spadającego deszczu, a potem niezmącona cisza zawisła nad domem.
Zjadłszy kolacyę, przysunąłem stół do łóżka i zacząłem przygotowywać się do spoczynku, gdy wtem, widocznie wskutek zmiany w ustawieniu światła, uderzył mnie obraz, wiszący na ścianie. Przedstawiał on kobietę młodą jeszcze. Sądząc ze stroju i przygasłych, rozpływających się barw płótna, musiała już dawno umrzeć, lecz z ożywienia całej postawy, oczu i rysów, mógłbym sądzić, że widzę w zwierciadle sam obraz życia. Postać jej była smukła i silna, bardzo kształtna. Ognisto-rude sploty leżały, jak dyadem, u jej czoła. Jej