Strona:PL Robert Louis Stevenson - Olalla.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Widziałem złoty pieniądz, z każdym oddechem wznoszący się na piersiach; widziałem oczy jej, uczuciem rojaśnione lub głębokim smutkiem pokryte, a zawsze pełne niewysłowionej słodyczy; patrzyłem na doskonale piękne, regularne rysy! lekka zaś szata dała mi odgadnąć równie klasyczne linie postaci. Gdy noc nadeszła wreszcie, mrok jej, złączony z zupełnem sił wyczerpaniem, przysłonił mi jasność pojęcia. I wtedy jednak nawet dotknięcie delikatnej rączki Olalli o niej mi w niemy sposób mówiło. Kto, leżąc tak w śmiertelnem osłabieniu, upaja się rysami ukochanej, ten musi miłość swą powołać napowrót do życia, choćby ją wpierw najstraszniejsze zabiło rozczarowanie.
Starałem się rozumować i wpłynąć na własne postanowienie — próżne wszakże usiłowania! Czułem, iż zapominając o scenie przebytej, gotów jestem najgorsze jej skutki z zamkniętemi przyjąć oczami. Bo i cóż mógł drobny ten epizod znaczyć, skoro uczucie moje silniejszem odeń było, skoro oczy jej ciągnęły mię i niewolniczo przykuwały, skoro dziś, jak przedtem, każdy fibr mojego jestestwa z drżeniem ku niej się wyrywał?
Późno już w nocy siły powróciły mi o tyle, iż mogłem przemówić do strzegącego mię anioła.
— Olallo — słabym wyrzekłem głosem, — nie smuć się. Wszystko to nic nie szkodzi; nie żądam żadnych wyjaśnień; jestem zadowolony i kocham ciebie.
Zamiast odpowiedzi uklękła tylko, w głębokiej pogrążając się modlitwie, ja zaś umiałem uszanować tę potrzebę skupienia ducha i wzniesienia go ku niebu. Srebrne promienie księżyca, zajrzawszy równocześnie przez jedno z trzech okien, napełniły komnatę bladem, mglistem półświatłem, otaczając jasnością swą, wysmukłą jej postać. Powstawszy, zakreśliła nabożnie znak krzyża świętego i zwróciła się ku mnie.
— Posłuchaj — wyrzekła, — jam teraz mówić powinna, to mój obowiązek. Rzeczy, które tylko od-