Strona:PL Robert Louis Stevenson - Olalla.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



— Zadanie moje — mówił lekarz — zupełnie skończone: co więcej, mogę przyznać bez zarozumienia, iż skończone w sposób, który mi zaszczyt przynosi. Teraz pozostaje tylko wyrwać pana z tej zimnej, trującej atmosfery miasta, a czysty powiew gór i spokój sumienia cudów dokażą. Co do sumienia — uzupełnił śmiechem, — to już rzecz pańska; zmianę klimatu jednak chętnie ułatwić ci mogę. Dziwnym zbiegiem okoliczności, przyjechał w tych dniach właśnie stary mój znajomy, proboszcz ze wsi, z którym, pomimo różnicy w zajęciach i stanowisku, oddawna życzliwe łączą mnie stosunki. Poczciwy padre przybył tu w interesie nieszczęśliwej rodziny, głośnej niegdyś w dziejach półwyspu. Ach, ale prawda, pan nie znasz Hiszpanii, nazwy zatem grandów naszych są ci zupełnie obce, dość więc, gdy powiem, iż dom ten, momożny kiedyś, stoi dziś nad przepaścią nędzy i ruiny. Z obszernych włości pozostała im tylko dawna rezydencya i kawał gór pustych, nieurodzajnych, niezdolnych do wyżywienia jednej kozy nawet. Stary wszakże, piękny pałac stoi na wyniosłej wyżynie, otoczony zaś szczytami odznacza się tak zdrowem powietrzem, iż sama nazwa jego przywiodła mi natychmiast pana na pamięć. „Skoro bardzo ubodzy“ rzekłem księdzu, możeby wzięli na mieszkanie chorego rekonwalescenta. Mam tu właśnie oficera, który raniony ciężko na polu walki, dziś przyszedł już o tyle