Strona:PL Richard March - Ponury dom w Warszawie.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciężko oddychającej piersi, drugą zanurzył w rozrzuconych w nieładzie włosach. Jest to hrabia Dymitr Kamiński, a widok jego jest prawdziwie przestraszający. Minuty jego życia są policzone… wszystkie namiętności, które wrzały w jego piersi, opuściły go w obliczu śmierci, lęka się on tego, co ma być na tamtym świecie i zwraca niby z prośbą o pomoc wzrok do mężczyzny, który w zamyśleniu przechadza się po pokoju.
—Więc ja rzeczywiście muszę umrzeć, Narazin? — rzekł hrabia Dymitr.
— Musisz, hrabio Dymitrze, — odpowiedział Narazin, zatrzymując się, — rana, którą ci zadał Francuz, jest śmiertelna, przygotuj się na śmierć.
— Pies, oszust karciany! W czterdziestym piątym roku życia umierać!…
— Nie straciłeś życia… było ono nieprzerwaną koleją rozkoszy… odejdź spokojnie do twych ojców, hrabio Dymitrze, — rzekł Narazin z zimnym spokojem.
Hrabia jęknął ciężko i trwożliwie.
— Idalia! — zawołał rozkazującym tonem.
— Twoja małżonka nie chce cię widzieć, — odparł Narazin, którego uważano za sekretarza hrabiego, — nie chce zbliżenia po latach całych obojętności. Nie zasłużyłeś sobie u niej, ażeby cię pocieszała. Syn twój Bogumił bawi daleko, i jego także nie zobaczysz.
Dzikie przekleństwo hrabiego odpowiedziało na te nielitościwe słowa, próbował podnieść się na łóżku, ale nie mógł, chciał widać rzucić się na Narazina i ukarać go za zuchwalstwo. Zgrzytnął zębami, czując się bezsilnym.
— Każ zawiadomić Bogumiła konnym posłańcem o mojem nieszczęściu… bawi nie tak daleko… może już jest w drodze… śpiesz, lub… — zakończył groźnym gestem, zwracając się do Narazina.
— Spokojnie, Dymitrze, — odrzekł Narazin, — szanuj swe siły, masz jeszcze ważne zadanie na ziemi. Musisz zrobić testament.
— Nie chcę o tem słyszeć!