Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stnym rozmachem skrzydeł z drzewa na drzewo coraz bliżej, coraz bliżej.
Nagle młodzieńcowi przyszła zbawienna myśl do głowy. Postanowił zmienić tak uciążliwy i powolny sposób przesuwania się na bardziej wygodny. Myśliwskim nożem, który zawsze nosił przy sobie, ściął gałąź młodego dębczaka i, wspierając się na niej, jak na szczudle, poszedł dalej. Po upływie dziesięciu minut leżał na brzegu wijącego się wśród zarośli strumienia i wchłaniał w siebie z rozkoszą orzeźwiający dobroczynny napój.




XLI.  Straszliwe widziadło.

W domu łowcy mustangów nie zaszła żadna zmiana. Felim siedział, jak dawniej, pośrodku izby, oczekując z utęsknieniem na mającego wrócić Geralda i skracając sobie czas gorzałką, pies, Tara, leżał wyciągnięty na końskiej skórze i co chwila podnosił uszy, nasłuchując. Tylko broń, książki i inne drobiazgi były uprzątnięte i powiązane w tłumoki, a w izbie odczuwało się pewną przykrą pustkę.
Godziny mijały monotonnie i cisza, zalegająca całe osiedle, zaczynała coraz bardziej dokuczać. Tak długo trwająca nieobecność Geralda nie na żarty zaniepokoiła podchmielonego już Felima. Zawoławszy na psa, wyszedł szybko z mieszkania i skierował się na wzgórze, skąd widać było step cały, jak na dłoni. Czekał nie długo, bo w dali