Przejdź do zawartości

Strona:PL Racine-Fedra.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Próżno chciałbym przed świata ukryć się spojrzeniem —
Wszystko mnie tu potępia, wszystko mnie uraża,
Blask własnego imienia mękę mą pomnaża.
Mniej znaczny, łatwiej ukryć zdołałbym swe błędy.
Mierżą mnie nawet bogów osobliwe względy...
Chcę odtąd biadać na ich złowrogie fawory,
Daremną ich nie nużąc prośbą od tej pory.
Co bądźby uczynili, ich dobroć wytrwała
Nie mogłaby mi spłacić tego, co zabrała.
FEDRA:
Nie, królu, wprzód ja moją niech powinność spełnię,
Trzeba Hipolitowi wrócić cześci pełnię:
Syn twój nie był występny.
TEZEUSZ:Ha! Ojciec wyrodny!
Na twą wiarę na zgon go pchnąłem niezawodny!
Okrutna! Zali mniemasz, iż samo wyznanie...
FEDRA: Chwile me policzone — posłuchaj mnie, panie.
Na twego syna, cnoty, honoru zwierciadło,
Moje to kazirodcze spojrzenie upadło.
Niebo tchnęło w pierś moją ów płomień złowrogi...
Resztę niecna Enona sprawiła — i bogi.
Drżąc, iż Hipolit, świadom szpetnych moich chuci,
Rękę twoją karzącą przeciw mnie obróci,
Widząc, iż ja szaleję, że nie wiem, co czynić,
Pospieszyła go pierwsza przed tobą obwinić...
Skazała się już sama: jej rady zatrute
W falach morza znalazły zbyt lekką pokutę.
Byłabym dni me dawno skróciła żelazem,
Lecz, niewinnej ofiary dręczona obrazem,
Prągnęłam, wprzód ci pełne złożywszy wyznanie,
Wolniejszą drogą zstąpić w umarłych mieszkanie.
Połknęłam, by dopełnić morderczego dzieła,
Jad, co go w mury Aten przywiozła Medea.
Już trucizna do serca mojego dociera,