Strona:PL Racine-Fedra.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jak go ów barbarzyńca potworom straszliwym
Wydał, które sam karmi ludzkiem mięsem żywem!
Mnie, spętanego, wtrącił w jaskinię posępną,
Bliską królestwa cieniów, mroczną, niedostępną.
W pół roku bogi na mnie nareszcie wejrzały:
Zdołałem zmylić oczy, które strzec mnie miały.
Na podłym wrogu krzywdy-m wszystkie pomścił krwawo:
Sam dla swoich potworów stał się godną strawą...
I kiedy, wolny, kroki wraz pędzę chyżemi
Ku wszystkiemu, com tutaj zostawił na ziemi —
Co mówię? — gdy ma dusza, sobie przywrócona,
Po dawne szczęście tęskne wyciąga ramiona,
Wszystko tu drży przede mną, wszystko, co mi bliskiem,
Pierzcha z trwogą i chroni się przed mym uściskiem...
Ja sam, przejęty grozą, widną w ich spojrzeniu,
Wolałbym trwać dziś jeszcze w epirskiem więzieniu!
Mów! Fedra się użala, żem jest znieważony.
Kto mnie zdradził? Dlaczego nie jestem pomszczony?
Zali Grecja, co dłoni mojej tyle dłużną,
Miałaby kryć winnego pomocą usłużną?
Nie odpowiadasz? Syn mój, własny syn, bogowie,
Z nieprzyjaciółmi mymi miałby dziś być w zmowie!
Wejdźmy! Precz z tajemnicą która mnie znieważa!
Muszę natychmiast poznać winę i zbrodniarza
I z ust Fedry usłyszeć, co jej łez powodem.


SCENA VI.
HIPOLIT, TERAMENES.

HIPOLIT:
Dokąd zmierzały słowa, co ścięły mnie lodem?
Zali Fedra, niepomna na nic, oszalała,
Samą siebie oskarżać i zgubićby chciała?
Co król rzeknie? Bogowie! Ileż męki, sromu,