Strona:PL Racine-Fedra.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W całym blasku powitać słońca krąg wspaniały.
Widzisz go oto, pani, i znów kryć się żądasz,
Zmierżona światłem, które niecisz i oglądasz?
FEDRA:
O ty, ojcze nieszczęsnych pokoleń prześwietny,
Ty, z którego mać moja ród wiedzie szlachetny,
Co może za mnie biedną płonisz się tam, w niebie,
O słońce, raz ostatni dziś oglądam ciebie!
ENONA:
Jakto, jeszcze mi trzeba z ust twych słyszeć o tem,
Wiecznie patrzeć na ciebie, jak, gardząc żywotem,
Śmierci przedwczesnej wzywasz w zgubnem omamieniu!
FEDRA:
Ach, gdybyż można teraz w drzew odpocząć cieniu!
Ach, kiedyż danem będzie znów mojemu oku
Biec za rydwanem, widnym w kurzawy obłoku?
ENONA: Jakto, pani?
FEDRA:Szalona! Gdzie jestem? Com rzekła?
Gdzieżem ja mem pragnieniem i myślą uciekła?
Rozum mi snać odjęty mściwą bogów dłonią.
Enono, lica moje od wstydu się płonią:
Me hańbiące cierpienia zdradzam ci zbyt jawnie
I oczy wbrew mej woli w łzach toną ustawnie.
ENONA: Ach, rumienić się raczej trzeba ci za owo
Milczenie, co twe rany wciąż jątrzy na nowo!
Czyż zmiękczyć cię, ubłagać niema już sposobu?
Chcesz li więc bez litości wpędzić się do grobu?
Jakiż szał na dni swoje targnąć ci się każe?
Jakież jady cię struły, jakie czary wraże?
Cień po trzykroć już niebo skrył w ciemnem pomroczu
Od czasu, jak sen twoich nie przesłonił oczu,
I blask już po raz trzeci powraca nam ninie
Od czasu, jak twe ciało bez pokarmu ginie.
Jakież straszne zamiary w sercu swojem ważysz?