Strona:PL Racine-Fedra.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niebacznego zuchwalstwa miałbym przykład dawać?
I szalonej miłości nieopatrzna siła...
TERAMENES: Ach, panie, jeśli twoja godzina wybiła,
Darmobyś w zimnych racjach znaleźć chciał ostoję!
Tezeusz, pragnąc przymknąć, otwarł oczy twoje
I zakaz jego, płomień twój drażniąc młodzieńczy,
Przedmiot gniewu w twych oczach nowym czarem wieńczy.
I czemuż się tak lękać niewinnej miłości?
Czyż w twem sercu jej słodycz nigdy nie zagości?
Wiecznież pragniesz swym dzikim skrupułem się rządzić?
Krocząc w ślad Herkulesa, czyż można pobłądzić?
Któż w obliczu Wenery został nieugięty?
Ty sam gdzieżbyś był, panie, ty, wróg jej zawzięty,
Gdyby dumna Antjopa wzbraniała się zawsze
Tezejowi swe czucia objawić łaskawsze?
Pocóż się tak nieść górnie, młody przyjacielu?
Przyznaj, wszystko się zmienia... I od dni niewielu
Mniej często widać ciebie, jak, dumny i śmiały,
Wzdłuż wybrzeża powozisz swój rydwan wspaniały,
Albo, w Neptuna sztuce zarówno uczony,
Wędzidłem pęd rumaka miarkujesz szalony;
Mniej często krzyków naszych gwar potrząsa knieją;
Twe oczy jakimś blaskiem tajemnym goreją!
Ty kochasz, płoniesz cały — tak, panie, to jasne:
Ty cierpisz, sam przed sobą czucia kłamiąc własne.
Czy Arycji tak słodkie uwiodły cię lica?
HIPOLIT: Teramenie, odjeżdżam, by szukać rodzica.
TERAMENES:
Czy nie pożegnasz Fedry, nim ruszysz stąd, panie?
HIPOLIT:
Mam ten zamiar. Spiesz, poproś ją o posłuchanie!
Tak każe mi powinność. Lecz oto Enona
Spieszy tu, jakby nowem nieszczęściem rażona.