Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/98

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    Niby to dalszą snując nić —
    Żalów: »jak źle bez żony żyć!«
    Na stole stanie wnet herbatka;
    Na samowaru baczyć kran
    Ma Dunia... »Duniu! pić chce pan«...
    Tu jej gitarę poda matka
    I już (o, Boże) słychać pisk:
    »O przyjdź, gdzie złoty słonka błysk«...


    XIII.

    Jego — hymenu węzeł drażni,
    Nie nęci jeszcze mirtu liść,
    On marzy tylko o przyjaźni;
    Do Oniegina woli iść...
    Zeszli się... Dziwna!... Lód z płomieniem,
    Proza z poezyą, wiatr z kamieniem —
    Mniej różnic mają, niż ci dwaj...
    Każdy, jak w obcy wchodząc kraj,
    Niepewność odczuł w pierwszej chwili;
    Potem nęciła różność ta,
    Potem zjeżdżali się co dnia, —
    Nierozłączeni wkrótce byli!
    Niejeden z nas (ja pierwszy snadź)
    Tak sobie serce gotów dać.


    XIV.

    Coraz jest rzadszą przyjaźń szczera!
    Wszelkie przesądy zniszczył czas: