Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rozwija przed nim wyobraźnia
Szeregi fantastycznych scen:
To młodzian leży tam na śniegu,
Jakgdyby śpiący na noclegu,
Bez ruchu... Słychać krzyk: »no cóż?
Zabity!« — wszystko znikło już...
To widzi wrogów zapomnianych,
Potwarców, podłych tchórzów rój,
To młodych zdrajczyń modny strój,
To towarzyszy pogardzanych,
To wiejski dom — przy oknie w łzach
Ona... I zawsze Ona!... Ach!...


XXXVIII.

Szaleńcom więc wizyami sprostał,
Nieomal w obłąkanie wpadł,
Poetą ledwie że nie został...
Nie wiem, co na to rzekłby świat!
Zaprawdę: mocą magnetyzmu,
Rosyjskich wierszy mechanizmu
Sprężynę skrytą chwytał już...
A dawniej w rytmach — ani rusz! —
Gdym uczył go... Dziś, jak poeta,
Gdy na kominku płoną drwa,
W kąciku siada, w dumach trwa,
Lub miauczy: »Idol!« »Benedetta!«
Choć w ogień mu pantofle z nóg
Spadały — dalej marzyć mógł!