Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXX.

Niestety! Kocha się, jak dziecko,
W Tatjanie dziś bohater mój;
Tęsknota toczy go zdradziecko,
A w sercu wzbiera pragnień zdrój.
I na zwyczaje już nie baczy,
Ku szklanej sieni jej w rozpaczy
Podjeżdża niemal każdy, dzień;
Za nią ugania się, jak cień;
Już szczęsny, gdy puszyste boa
Zarzuci wkoło ramion tych,
Albo też pułk li bery j pstrych
Przed krokiem jej rozsunąć zdoła,
Gorąco dotknie ręki tej,
Lub chustkę spadłą poda jej.


XXXI.

Choć konaj, zda się, nie łaskawsze
Będą jej oczy... W planach trwa;
U siebie z nim swobodna zawsze,
W gościnie rzuci słówko, dwa.
To ukłon w miarę mu odważy,
To wcale go nie zauważy...
Nie kokieteryi jest w tem ślad,
Bo tej nie znosi wyższy świat.
Nie widzi, że Oniegin blednie,
Lub widzieć nie chce; sądząc z lic,