Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jedno — widoczne z wszystkich słów,
Że trosk i smutków moc ją czeka.
Pamięta sen... Po kilku dniach
Jeszcze ją ciągle dręczy strach.


XXV.

Lecz z dolin dłonią purpurową
Wytacza zorza słońca glob,
A za jasnością zdąża dniową
Gwarne imienin święto w trop...
Rój gości spieszy uczcić Tanię;
Od rana bryczki, wózki, sanie
Lecą; sąsiadów zjechał huk —
Z żonami, z dziećmi, z kupą sług.
W podworcu ruch i psów szczekanie,
W sieni bieganie, hałas, tłok,
W bawialni posuwisty krok,
Śmiechy, dziewczęcych ust cmokanie,
Szuranie nóg, ukłonów szyk,
Dziecięcy płacz i mamek krzyk!


XXVI.

Z tłustą połową okazały
Zjechał Pustiakow; ze wsi »Głusz«
Gwoździn, gospodarz doskonały,
Właściciel mnogich głodnych dusz;
Siwy Skotinin ze swą starą,
Z dziatek wszelkiego wieku chmarą: