Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy się modliłam, klęcząc w niszy,
By w serce słodki pokój wlać!
Czyś to nie Ty śród groźnych mgnień,
Gdy nocą wzrok mój się wysilał,
Wstępował w mgłę, jak miły cień,
Nad mem wezgłowiem się pochylał?!
Nie twój-że głos brzmiał dźwiękiem cytry,
Szeptał, że przejdzie pora burz?...
Kto jesteś?... Czyś kusiciel chytry,
Czy dobrotliwy Anioł-Stróż?!
Rozstrzygnij trwożne te zwątpienia...
Może to wszystko jeden błąd,
Okrutny błąd niedoświadczenia...
I innym będzie Boży Sąd!
Wszystko mi jedno!... Cały los
Składam w tej chwili w Twoje ręce,
Ku Tobie z prośbą wznoszę głos:
Ulżyj głębokiej mojej męce;
Zrozumiej tylko: jestem sama,
Nikt tu nie zajrzy w moją duszę,
Mój umysł cierpi tu katusze,
Dokąd się zwróci — wszędzie tama...
Czyliż w milczeniu zginąć muszę?!
Czekam na Ciebie w strugach łez...
Ożyw mnie jednym oka rzutem,
Albo złudzeniom połóż kres
I zasłużonym raź wyrzutem!