— Pański paszport... Dobrze; list rekomendacyjny... zobaczymy; metryka urodzenia... wspaniale. No, oto pańskie pieniądze, niech się pan zabiera z powrotem. Żegnam.
Francuz stał, jak wryty. Oficer wrócił.
— Zapomniałem o najważniejszem. Proszę mi dać słowo honoru, że to wszystko zostanie między nami... pańskie słowo honoru.
— Moje słowo honoru, — odparł francuz. Lecz moje papiery? Cóż ja bez nich pocznę?
— W pierwszem mieście zawiadomi pan, że ograbił pana Dubrowski. Uwierzą panu i dadzą potrzebne zaświadczenie. Żegnam; niech panu Bóg pozwoli wrócić czemprędzej do Paryża i zastać matkę w dobrem zdrowiu.
Dubrowski wyszedł z izby, siadł do powozu i pojechał.
Nadzorca patrzył przez okno i gdy powóz odjechał, zwrócił się do żony z okrzykiem: „Pachomowna! wiesz co? to był Dubrowski“. Nadzorczyni podskoczyła do okna, lecz już zapóźno. Dubrowski był daleko. Zaczęła besztać męża: „Boga ty się nie boisz, dlaczegoś mi nie powiedział tego wcześniej, chociażbym spojrzała na Dubrowskiego, a teraz czekaj, aż zjedzie znowu. Naprawdę jesteś bez sumienia, bez sumienia!“
Francuz stał, jak wryty. Umowa z oficerem, pieniądze — wszystko wydawało mu się snem. Lecz zwitki banknotów leżały tuż, w jego kieszeni i wy-
Strona:PL Puszkin Aleksander - Czarny orzeł.djvu/074
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.