siedzącego tuż przy księgach gospodarskich, uderzył ten stan. Chory wskazywał palcem na dziedziniec z trwogą i gniewem. W tejże chwili rozległo się wołanie i ciężki krok Jegorowny: „Panie! Panie! Cyryl Piotrowicz przyjechał, Cyryl Piotrowicz na ganku!“ Nagle Jegorowna jęknęła: „Panie Boże mój! a to co? co się z nim stało?“ Ów zaś starał się podebrać poły chałata, usiłował wstać z fotela, podniósł się — i nagle upadł. Syn rzucił się do niego; starzec leżał bez przytomności, bez oddechu: uderzył go paraliż. „Prędzej, prędzej do miasta po doktora!“ krzyczał Włodzimierz. — „Cyryl Piotrowicz prosi was — rzekł wchodząc służący. Włodzimierz rzucił na niego straszne spojrzenie. „Powiedz Cyrylowi Piotrowiczowi, żeby się czemprędzej wynosił, zanim nie każę go wygnać z dziedzińca... poszedł!“ Sługa z radością pobiegł wypełnić rozkaz swego pana. Jegorówna aż klasnęła w ręce. „Ojcze ty nasz — rzekła piskliwym głosem — zgubisz ty swoją głowinę! Cyryl Piotrowicz zje nas“. — Milcz nianiu, powiedział Włodzimierz. Poślij zaraz Antona do miasta po lekarza. Jegorówna wyszła. W przedpokoju nie było nikogo. Wszyscy pobiegli na dziedziniec popatrzeć na Cyryla Piotrowicza. Wyszli na ganek i słyszeli odpowiedź sługi w imieniu młodego pana. Cyryl Piotrowicz wysłuchał jej, siedząc na bryczce; twarz jego zamroczyła się bardziej niż noc; uśmiechnął się z pogardą, groźnie spojrzał na czeladź i przejechał stępa dokoła dworu. Rzucił okiem w okno, za którem jeszcze niedawno siedział Andrzej Gawryłowicz, ale gdzie go
Strona:PL Puszkin Aleksander - Czarny orzeł.djvu/030
Wygląd