Strona:PL Puszkin Aleksander - Czarny orzeł.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i kłopoty w sprawach, o których nie miał żadnego pojęcia. Przyjechawszy na stację, poszedł do nadzorcy i zażądał koni. Nadzorca, dowiedziawszy się dokąd jedzie, zawiadomił go, że od czterech dni oczekują na niego konie wysłane z Kistenewki. Wkrótce też zjawił się stary furman Anton, który go oprowadzał niegdyś po stajni i doglądał jego maleńkiego konika.
Anton rozpłakał się na widok panicza i, pokłoniwszy się do ziemi, opowiedział, że stary pan jeszcze żyje, poczem pobiegł zaprzęgać. Włodzimierz wymówił się od proponowanego przez nadzorcę śniadania i śpieszył z wyjazdem. Anton wiózł go przez wiejskie drogi, poczem zawiązała się rozmowa.
— Powiedz proszę, Anton, co za sprawę ma mój ojciec z Trojekurowym?
— A Bóg ich wie, ojczulku Włodzimierzu Andrzejowiczu; pan, jak słychać, pogniewał się z Cyrylem Piotrowiczem, a ten go podał do sądu, — choć po prawdzie on sam sobie i sędzia. Nie nasza to chłopska sprawa badać pańską wolę, a „Jej Bohu“ darmo ojciec wasz poszedł przeciw Cyrylowi Piotrowiczowi; nie przetniesz pletnią obucha.
— Więc widać, że ten Cyryl Piotrowicz robi u was, co chce?
wiadomo, panie, asesora, słuchaj, nie ceni ani za grosz, isprawnika ma na posyłki, panowie przyjeżdżają do niego z pokłonem. Jak to powiadają: byle by koryto było, świnie się znajdą.
— Czy prawda to, że on zabiera nam majątek?
— Och, panie, słyszeliśmy to i my. W tych