Strona:PL Przerwa-Tetmajer - Illa.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drewniany pochylony i na chaty wiejskie czarne, których mieszkańcy braćmi mu byli. Tęsknota jakaś i myśl ścisnęła mu serce, że więcéj tu nie wróci, lecz głos harfy wlał mu w piersi taką siłę, iż szedł bez wahania.
Po drodze żegnał się z ludźmi swéj wioski w białych czuchach i z toporkami w dłoniach; a gdy im mówił, że idzie w podróż daleką i nie wié, czy wróci i kiedy, płakali owi ludzie i żegnali go z błogosławieństwem. Kochali go bowiem, jak starszego brata i czcili; i długo brzmiały mu w uszach słowa poséłane za nim: „Niech was Bóg prowadzi“.

VI.

Dzień był już jasny i promienie czerwonego słońca padały z wysoka na ziemię, gdy Sokół doszedł miejsca nad Dunajcem, w którém zostawił Illę.
Znalazł ją klęczącą i modlącą się ze złożonémi rękoma i oczyma wzniesionémi w niebo. Czekał więc cicho, aż skończy modlitwę i czuł, że mu coraz więcéj siły, woli i potęgi myśli przybywa.
A gdy Illa powstała, spytał jéj: „O coś się modliła?“ A ona odpowiedziała: „Prosiłam Boga, aby cię umocnił i anioła życia, aby czuwał nad tobą. Boś przysiągł, iż wytrwasz, a nie chcę, abyś łamał przysięgę upadając“.
Wtedy wyciągnął Sokół z pochwy szablę ojca, którą był zabrał z domu i uderzył nią o kamień; a skry się posypały i głaz pękł na dwoje od ciosu.
Natenczas młodzieniec rzekł: „Nie upadnę! Skruszę przeciwności tak, jakem rozbił ten głaz