Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sła. Niebawem zostałam kapralem i obiecywano mnie zrobić sierżantem, kiedy, na moje nieszczęście, postawiono mnie na warcie przy fabryce tytoniu w Sewilli. Jeżeli pan był w Sewilli, musiał pan widzieć ten wielki budynek, poza wałami, blisko Gwadalkwiwiru. Zdaje mi się, że widzę jeszcze bramę i strażnicę tuż obok. Hiszpanie, kiedy mają służbę, grają w karty albo śpią; ja, jako szczery Nawarczyk, zawsze starałem się czemś zająć. Robiłem łańcuszek z mosiężnego drutu, aby nosić na nim przetyczkę do fuzji. Naraz koledzy mówią: „Oho, dzwon słychać, dziewczęta będą wracały do roboty“. Wiadomo panu zapewne, że w fabryce zajętych jest kilkaset dziewcząt. To one zwijają cygara w wielkiej sali, do której mężczyźni nie wchodzą bez specjalnego pozwolenia, ponieważ one się tam rozbierają, zwłaszcza młode, kiedy jest gorąco. W porze kiedy robotnice wracają z obiadu, wielu młodych ludzi czeka na nie w przejściu, i dopieroż umizgają się do nich co wlezie! Mało która z tych panienek odmówi jedwabnej mantylki; to też, przy tym połowie, amatorzy potrzebują tylko się schylić aby pochwycić rybkę. Podczas gdy inni się gapili, ja siedziałem na swojej ławce, koło