Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tyczącemi położenia Mundy, przyjął mnie z otwartemi ramionami, wołając:
— Pochwalone niech będzie imię Pana! Witajże nam, drogi przyjacielu. Mieliśmy cię wszyscy za nieboszczyka, i ja, jak mnie tu widzisz, odmówiłem niejedno pater i ave, — których nie żałuję! — za zbawienie twojej duszy. Zatem nie, zamordowano cię? bo że cię okradziono, to wiemy.
— Jakto? spytałem nieco zaskoczony.
— No, tak, wiesz pan przecie, ten piękny zegarek, w który dzwoniłeś pan w bibljotece, kiedyśmy panu mówili, że czas na chór. Otóż znalazł się, oddadzą go panu.
— To jest... przerwałem nieco zakłopotany, właściwie zgubiłem....
— Hultaj jest pod kluczem, że zaś wiadomo było, że on jest zdolny wygarnąć z fuzji do człowieka, aby mu zabrać jednego srebrnika, umieraliśmy z obawy, że pana uśmiercił. Pójdę z panem do koregidora i odbierze pan swój piękny zegarek. I niech pan potem opowiada w kraju, że policja nie dobrze funkcjonuje w Hiszpanji!
— Wyznaję, rzekłem, że wolałbym raczej stracić zegarek, niż być zmuszonym świadczyć przed sądem poto, aby wyprawić na