Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mił mi, że koniowi nic nie jest, ale że mój przewodnik uważa go za tak cenne zwierzę, iż wyciera go kamizelką aby mu się dać wypocić i zamierza spędzić całą noc na tem miłem zajęciu. Wśród tego ja wyciągnąłem się na derkach, starannie owinięty w płaszcz aby ich nie dotykać. Przeprosiwszy mnie za tę śmiałość że kładzie się przy mnie, don José wyciągnął się pod drzwiami, nie zaniechawszy podsypać skałki u swojej flinty, którą ostrożnie umieścił pod sakwą służącą mu za poduszkę. W pięć minut później, pożyczywszy sobie wzajem dobrej nocy, usnęliśmy obaj głęboko.
Sądziłem, że jestem dość zmęczony aby móc usnąć na podobnem legowisku; ale, po upływie godziny, bardzo przykre swędzenie wyrwało mnie z pierwszego snu. Z chwilą gdy zrozumiałem jego przyczynę, wstałem, przeświadczony, że lepiej spędzić resztę noc pod gołem niebem niż pod tym niegościnnym dachem. Stąpając na końcach palców, dotarłem do drzwi, okraczyłem don Joségo, który spał snem sprawiedliwego, i zdołałem się wydostać z izby, nie zbudziwszy go. Koło drzwi znajdowała się szeroka drewniana ława; wyciągnąłem się na niej, układając się jak