Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie omamisz? Gdybym cię chciał zabić jak wściekłego psa, czyż byłbym się trudził dźwiganiem tej broni? Dalej, wybieraj prędko i broń swego życia.
— Powtarzam ci, bracie, nie mogę się bić, ale mogę umrzeć.
— Nędzniku! wykrzyknął don Pedro wściekły, mówiono mi, że jesteś odważny: widzę, że jesteś jedynie podłym tchórzem!
— Odważnym, bracie? proszę Boga, aby mi dał odwagę, iżbym się nie poddał rozpaczy, w jaką, bez jego pomocy, wtrąciłoby mnie wspomnienie moich zbrodni. Żegnaj, bracie: odchodzę, widzę bowiem, że widok mój cię drażni. Obyś zrozumiał kiedyś, jak szczerą jest moja skrucha!“
Postąpił kilka kroków, aby opuścić ogród, kiedy don Pedro chwycił go za rękaw.
— Ty, albo ja, krzyknął: jeden z nas nie wyjdzie stąd żywy. Weź tę szpadę, i niech mnie czart porwie, jeżeli wierzę choć słówko tym jeremiadom.
Don Juan spojrzał nań błagalnie i uczynił jeszcze krok, aby się oddalić, ale don Pedro chwycił go brutalnie za kołnierz:
— Więc ty myślisz, nikczemny morder-