Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

które przebijał jej miły dowcip i jej nawyk ujmowania każdej rzeczy z komiczniej strony.
— Ot, rzekł don Garcia, podając list don Juanowi i ziewając szeroko, przeczytaj ten piękny kawałek. Znowu schadzka na dziś wieczór! ale niech mnie czarci porwą, jeżeli pójdę!
Don Juan przeczytał list, który mu się wydał czarujący.
— W istocie, rzekł, gdybym miał kochankę taką jak twoja, jedynem mem staraniem byłoby uczynić ją szczęśliwą.
— Bierz ją tedy, mój chłopcze, wykrzyknął don Garcja, bierz ją, nasyć się nią dowoli. Przelewam na ciebie swoje prawa. Zróbmy lepiej, dodał wstając jakgdyby olśniony nagłem natchnieniem, zagrajmy o nasze kochanki. Oto karty. Zróbmy partję lombra. Stawiam donę Faustę, ty dawaj na stół donę Teresę.
Don Juan, śmiejąc się do łez z konceptu towarzysza, wziął karty i stasował. Mimo że prawie zupełnie nie uważał na grę, wygrał. Don Garcia, bynajmniej nie stroskany przegraną, zażądał pióra i inkaustu i sporządził coś w rodzaju obligu na imię dony Fausty, której zalecał oddać się do rozporzą-