Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się kilku ludzi zawiniętych w płaszcze; część z nich miała instrumenty muzyczne.
— Sprawiedliwe nieba! wykrzyknęła Teresa, to don Christowal wyprawia nam serenadę. Oddalcie się, na miłość boską, albo też zdarzy się jakieś nieszczęście.
— Nie ustąpimy nikomu tak pięknego miejsca, wykrzyknął don Garcia i, podnosząc głos, zawołał do pierwszego który się zbliżył: Kawalerze, miejsce jest zajęte i damy wcale sobie nie życzą waszej muzyki: zatem, jeśli łaska, szukajcie szczęścia gdzieindziej.
— To któryś z tych obwiesiów szkolarzy ośmieli się nam zagradzać drogę! — wykrzyknął don Christowal. Nauczę go, czem to pachnie zalecać się do mojej damy!
To mówiąc, dobył szpady. Równocześnie błysnęły szpady dwóch jego towarzyszy. Don Garcia, owijając z cudowną zręcznością płaszcz koło ramienia, śmignął rapirem i krzyknął:
— Do mnie, studenci! Ale nie było ani jednego w pobliżu. Grajkowie, lękając się zapewne o całość swoich instrumentów, uciekli wołając straży, podczas gdy obie damy w oknie wzywały na pomoc wszystkich świętych z raju.