był tchórzem, kazałbym ci pożałować zuchwalstwa, z jakiem mówisz o mnie. — Mości don Juanie, ciągnął, zwracając się do Marany, kiedy się lepiej poznamy, nie będziesz tracił czasu na słuchanie tego gaduły. A teraz, aby się przekonać, że ze mnie nie taki czarny djabeł jak go malują, uczyń mi ten zaszczyt i chodź ze mną do kościoła św. Piotra; a, skoro zmówimy kilka pacierzy, pozwolą sobie zaprosić cię do siebie na lichy obiadek wraz z kilkoma kolegami.
Tak mówiąc, wziął pod ramię don Juana, który, zawstydzony tem, iż zaskoczono go, jak słucha dziwnej historji Perika, skwapliwie przyjął zaproszenie nowego przyjaciela, aby mu dowieść, jak mało dba o oszczerstwa słyszane przed chwilą.
Wszedłszy do kościoła, don Juan i don Garcia klękli przed ołtarzem, koło którego tłoczyła się ciżba wiernych. Don Juan zmówił pocichu pacierz; a mimo że to pobożne ćwiczenie zajęło mu dobrą chwilę, ujrzał, podniósłszy głowę, że towarzysz jego jeszcze trwa w nabożnej ekstazie: poruszał lekko wargami, możnaby rzec że nie doszedł ani do połowy swoich medytacji. Zawstydzony nieco że tak prędko skończył, don Juan zaczął odmawiać pocichu
Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/143
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.