Strona:PL Pojata córka lizdejki.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ów zaś rzucił trzos, pełen złota za siebie, krzycząc:
— Weź, oto trzos, a mnie zaniechaj!
Rycerz, nową falą wściekłości ziejący, ryknął gniewnie, lecz w tej samej chwili poczuł, że kasztan pod nim rozpiera i chwieje.
Jeszcze kilkanaście gwałtownych skoków zrobiło szlachetne zwierzę, a w końcu drgnęło raz i drugi i z cicha jęcząc, runęło nozdrzami w ziemię.
Wtedy rycerz, pełen rozpaczy, zdjął szyszak, aby otrzeć kroplisty pot, zraszający jego lica.
Był to Firlej — niedawny ofiarnik pogański.
Nieszczęsna Pojata nawet nie poznała jego głosu, nabrzmiałego bólem i gniewem, a ochrypłego z wielkiej męki i zmordowania.
— Boże, bądź mi miłościw i tej niewinnej! — zawołał młodzian w pobożnem natchnieniu, wzdychając do Stwórcy.
Jak na to rozległ się tętent, a za moment przypadł Radziejko na najdzielniejszym z rumaków Habdanka.
— Wielki Boże! to Wszebór! — zakrzyknął uradowany Firlej i migiem zsadził z siodła wiernego dworzanina, a sam, zająwszy jego miejsce, pobiegł tropem zbiegłego Sundsteina.
Lecz ów za wiele zyskał na czasie, więc zginął z oczu kędyś w puszczach i dzikich ostępach.
Atoli krótki był to tryumf, bo jeszcze przed wieczorem wpadł na większy oddział