Strona:PL Pojata córka lizdejki.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Aliści teraz chyba wybił to sobie z głowy, bo czas już był wielki myśleć o ratowaniu własnego żywota, gdyż straż przyboczna już niemal cała legła u nóg jego, stojąc w mężnej wodza obronie.
Od samego początku bitwy widział Sundstein ciągle przed sobą onego rycerza z niebieską przepaską i dziwił się, czemu ów tak natarczywie i niezmordowanie wszędy stara się go dosięgnąć. Już nawet ścierali się kilka razy, lecz wnet ich inni walczący rozdzielali w walce ogólnej bitwy, już raz rycerz ubił konia pod Sundsteinem, którysię[1] ratował, jeno szybko dosiadając zapasowego rumaka. Aż oto już coraz trudniej było uniknąć niebezpiecznego spotkania, gdy coraz mniej było walczących. Więc zręczny Niemiec uskoczył w bok i przedzierając się gęstwiną leśną, jako wybornie okolicznych ścieżek świadomy, ruszył śpiesznie ku baszcie, a rycerz jął go ścigać zawzięcie, choć wnet stracił z oka.
Na baszcie z chwilą rozpoczęcia bitwy rozległ się głos trwogi i zamieszania. Lecz, w miarę tego, jak wojska napastnicze zbliżyły się w napadzie, poznał Habdank Polaków i wnet uspokoił córkę.

Tuż nadbiegł i Radziejko, jakby z podziemi wyszedłszy, i szepnął zaraz jakieś słowo, wiodąc Pojatę do okna: długo tam stali, czegoś wypatrując, aż wreszcie Radziejko zakrzyknął radośnie, ręką na kogoś wskazując, a smutne dziewczę wnet pobiegło oczyma we wskazanym kierunku i odżyło niepokojem i niby oczekiwaniem.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – który się.