Strona:PL Pojata córka lizdejki.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie piję zdrowia Jadwigi — odparł Litwin śmiało, nie rzucając schabu,
— Zuchwały! pij albo się bij! — krzyknął oburzony, którego towarzysze zwali rotmistrzem.
— Bić się — zgoda, ale pić nie myślę.
— Nieobyczajny niedźwiedziu, pij lub nie pij, to nam jedno, lecz wstań, kiedy my pijemy — wołał inny, godnie przystępując z orężem.
— Wara! nie wywołuj wilka z lasu — odparł donośnie Litwin. Możesz pić zdrowie, jak ci się podoba; lecz wiedz, że ja nie jem stojący, a jeśli masz do mnie sprawę, czekaj aż obiad skończę.
Na te słowa śmiałe wnet powstał rozruch i ściśnięto groźnie Dowojnę.
— Ktoś taki? wnet stawaj do sprawy! Bracia, rozsiekać go! — rozległy się wrzaski.
Na to już powstał ponury Litwin i huknął gromko:
— Lachy! jestem cudzoziemiec, nieznam waszych herbów, moim jest miecz i imię moje Dowojna.
Słuchacze zrazu oniemieli, słysząc to oświadczenie, lecz wnet rzucono się na zuchwalca z całą nienawiścią.
— Ha, tyżeś to Dowojna! tyś to ów rycerz srogi i okrutny, co w perzynę obrócił nasze siedlisko, co nasze domy wyludnił, a teraz śmiesz jeszcze paść oczy swem dziełem bezecnem?

Już byli gotowi rzucić się nań kupą, lecz rotmistrz przeszkodził i wyzwał go na rękę[1].

  1. Czyli do boju dwóch tylko.