Przejdź do zawartości

Strona:PL Poezye Karola Antoniewicza tom II.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
WIĘZIEŃ.


W

W podziemnych lochach, gdzie słońca promienie
Ponurej nocy nie rozwidnią cieni,
Tam, gdzie godzina głucho po godzinie,
Długa jak wieczność, dla nieszczęsnych płynie,
Tam, gdzie przyjaźni głos się nie przeciśnie,
Tam, gdzie nadziei promień nie zabłyśnie,
Gdzie ciężkim jękiem kajdany wtórują,
Gdzie czarne mary, jako sny się snują,
Żelazem skuty, w odartej odzieży,
Młodzian na garstce zgniłej słomy leży. —

We dnie i w nocy zgryzotą miotany,
W rozpaczy twarde chce porwać kajdany,
I krwią zalane wlepia w mury oczy,
I jakby wściekły, pianę w ustach toczy,
I czasem język zębami zacina,
I czasem milczy i czasem przeklina,
I czasem westchnie, a westchnie głęboko,
Odtętni twarde więzienia sklepienie.