Strona:PL Poezye Karola Antoniewicza tom II.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Panie, ty rozkaż, jam zawsze gotowy.
Niech się me oczy powloką zasłoną,
Niechaj mnie w zimne spuszczą ziemi łono,
Dusza się wzbije do Ciebie, o Boże,
Tam niebieskiego błysną życia zorze.
Tam... chciał dalej mówić, lecz podniósłszy oko,
Łzą lice skropił i westchnął głęboko;
Milczał, z nim wszystko milczało wokoło,
Gdy cichym głosem, nachyliwszy czoło,
Modlić się począł:

Serce me wznoszę do Ciebie, o Panie!
Jak Ty rozrządzisz, tak niechaj się stanie.
Ty wiesz najlepiej, czego mi potrzeba;
Lecz niechaj serce w miłości ku Tobie
Nigdy nie stygnie, a cokolwiek zrobię,
Niechaj Cię myśl ma widzi w niebie.
Kto w Tobie składa nadzieję jedynie,
Ten tu nie zbłądzi, wiecznie nie zaginie;
Choć potok życia burzliwie odpłynie,
Z nowem się życiem nowy byt rozwinie,




Blade ognie gwiazda roni,
Północ już wybiła z wieży.
Srebrnem brzmieniem dzwonek dzwoni,
Woła braci do pacierzy.
Tam, gdzie domek pustelnika
Gęsty drzew otacza wianek,
Blady minął się kaganek;
Wśród drzew cieni świeci, znika,