dym już wstawał, chwyta mię za rękę Kallias D.
ręką prawą a lewą zatrzymał mię za ten płaszcz mój gruby i rzekł:
— Nie puścimy cię, Sokratesie! bo jeżeli ty odejdziesz, podobnych rozmów już między nami nie będzie: proszę cię zatém, abyś pozostał z nami, ja bowiem nikogobym tak chętnie rozprawiającego nie słuchał, jak ciebie i Protagorasa — więc zrób nam tę przyjemność!
Na to odrzekłem — a już wstałem, aby się oddalić:
— Zawsze ja chwaliłem, synu Hipponika, to twoje zamiłowanie do nauki i teraz również je chwalę i mile E.
to widzę i chętnie sprawiłbym ci przyjemność, gdybyś mię prosił o coś, cobym ci mógł uczynić — obecnie jednak wygląda to tak zupełnie, jak gdybyś żądał odemnie, abym ścigał Kryzona Himerajczyka[1], najdzielniejszego bieguna, albo leciał za którym z gońców albo hemerodromów[2] i pędził za nim. Powiedziałbym ci 336.
w takim razie, że jeszcze więcéj niż ty pragnąłbym dla siebie zdążyć za biegnącymi: tego jednak nie potrafię, a jeżeli idzie o to, aby mię zobaczyć dotrzymującego kroku Kryzonowi, to prośże jego, aby on zwolnił, ja bowiem prędko biegać nie umiém, a on i powoli iść potrafi. Jeżeli zatém pragniesz przysłuchiwać się mnie i Protagorasowi, jego proś, aby mi i teraz odpowiadał tak, jak z początku, krótko i na to tylko, o co się pytać będę — w przeciwnym razie cóżto za rozprawa będzie? — ja przynajmniéj sądziłem dotąd, że rozprawa B.
prowadzona wzajemnie między rozmawiającymi różni się od oracyj mówców publicznych.
— Słusznie jednak — odrzekł — Sokratesie, mówi Protagoras, żądając, aby mu tak wolno było rozprawiać, jak on sobie życzy, a tobie tak, jak ty chcesz.