P. Tak twierdzę, a zdanie to jak sądzę, nie zasługuje wcale na poniewierkę.
S. O tem też myśleć nie można, ponieważ je wygłaszają mędrcy, nie zasługujący na poniewierkę? Mimo to najchętniejbym ominął to zdanie, wstępujące nam w drogę. Oto tu widzę wyjście; chrońże się ze mną.
P. Powiedz gdzie?
S. Otóż niechaj tak będzie, powiemy owym mędrcom; ty zaś odpowiedz za nich na pytanie moje: czy istoty, obdarzone duszą, zdolne są zawsze spostrzegać wszystko, co się w nich dokonywa, np. i to nawet, że rosną, oraz wiele innych objawów, dokonywających się w nich również. Lub czy też zupełnie przeciwnie wszystko, co wpada w zakres tego rodzaju objawów, nie jest nam bezpośrednio przystępnem?
P. Oczywiście że przeciwnie.
S. A więc zdanie co tylko wypowiedziane, że zmiany ciągłe w górę i na dół wytwarzają rozkosz i ból, nie koniecznie jest słusznem.
P. Dla czego?
S. Lepiej i dokładniej brzmiałoby owo twierdzenie tak oto.
ko na świecie jest względnem, że człowiek w skutek ciągłej zmiany przedmiotów na niego oddziaływających, a zatem i własnych wrażeń i pojęć, dochodzi do najsprzeczniejszych zdań i poglądów, które wszystkie są prawdą w danej chwili, przy uwzględnieniu zewnętrznych okoliczności i warunków osobistych. W tem znaczeniu rozumieć należy ową głośną zasadę Protagora, że „człowiek jest miarą wszechrzeczy: istniejących o ile istnieją, i nieistniejących o ile nie istnieją“. W zaznaczonem miejscu tekstu, oraz w dalszym toku rozmowy, jak i częściej w tym i w innych dyalogach, Sokrates z właściwą sobie ironią wykazuje całą płytkość tych popularnych „mędrców.“