Przejdź do zawartości

Strona:PL Platon - Biesiada Djalog o miłości.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przyjaciół, zaproście go, jeżeli nie — powiedzcie, żeśmy już pić przestali i teraz odpoczywamy.“
Wkrótce potem usłyszeliśmy na dworze głos Alcybjadesa, który po pijanemu krzyczał na całe gardło: Gdzie jest Agaton? i kazał prowadzić siebie do Agatona. Wówczas flecistka i kilku jego towarzyszy wzięli go pod ręce i przyprowadzili do drzwi. Tu zatrzymał się. Głowę miał otoczoną gęstym wiankiem z fijołków i bluszczu, przetykanym wstążkami.
— Witajcie, przyjaciele! — zawołał. — Czy przyjmiecie za współbiesiadnika człowieka pijanego, albo może mamy odejść z powrotem; przedtem jednak uwieńczymy Agatona — bo w tym właśnie zamiarze go odwiedzamy. Nie mogłem przyjść wczoraj — dziś za to przychodzę ze wstążkami na głowie, aby otoczyć niemi czoło najmędrszego i najpiękniejszego (że tak powiem) z ludzi. A może śmiejecie się ze mnie, żem pijany? Śmiejcie się dowoli, ja jednak wiem, że mówię prawdę. Ale przedewszystkiem odpowiedzcie, czy mogę wejść pod tym warunkiem, czy nie? Będziecie pić ze mną, czy nie?
Ze wszystkich stron zawołano: „Wejdź! Wejdź! Spocznij!“ i sam Agaton zaczął go prosić.
Wtedy Alcybjades, podtrzymywany przez swych ludzi, wszedł i, zdejmując z głowy wstążki, żeby uwieńczyć niemi Agatona, tak wlepił w nie wzrok, że nie zauważył Sokratesa i usiadł pomiędzy Agatonem i Sokratesem, który usunął się nieco dla zrobienia mu miejsca. Usadowiwszy się, pocałował Agatona — i uwieńczył jego głowę. Wtedy Agaton zawołał: