Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rzepowa była bledziusieńka jak płótno: jéj śliczne delikatne rysy wyrażały smutek i pokorę, a w wielkich czarnych oczach ukazywały się łzy, ściekające następnie po policzkach.
Rzepa wszedł było hardy, z głową zadartą, ale jak zobaczył cały sąd, tak zaraz stracił minę i dość cichym głosem ozwał się:
— Niech będzie pochwalony!
— Na wieki wieków! — odpowiedzieli chórem ławnicy.
— A wy tu czego chceta? — spytał groźnie wójt, który zrazu zmieszał się, ale już przyszedł do siebie. Sprawę jaką mata? pobiliśta się, czy co?
Nadspodziewanie pan pisarz wtrącił:
— Dajcie im mówić.
Rzepa zaczął:
— Jelemożny sądzie.... A niechto najjaśniejsze....
— Cichaj! cichaj! — przerwała prędko kobieta — dajże mnie mówić, a ty cicho siedź.
To rzekłszy, obtarła fartuchem łzy i nos, i głosem drgającym poczęła opowiadać całą sprawę. Ach! ale gdzież to ona przyszła? Oto przyszła na skargę na wójta i na pisarza, przed.... wójta i pisarza. „Wzięli go, mówiła, obiecowali mu las, byle podpisał, to i podpisał. Dali mu pięćdziesiąt rubli, a on był pijany i nie wiedział, że zaprzedaje dolę swoję i moję i dzieciaka. Pijany był wielmożny sądzie, pijany jak nieboskie stworzenie! — mówiła daléj już z płaczem. Toć pijany nie wié co robi, toć i w sądzie, jak kto po pijanemu przeskrobie, to mu folgują, bo powiadają: nie wiedział co robił. Na miłosierdzie Boże! a toć trzeźwy człowiek nie sprzedałby za pięćdziesiąt rubli doli swojéj! Oj,