Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dwojga młodych rozwijała się szybko pod mojemi oczyma! Ale téż pilnowałem ich jak oka w głowie i dziś piérwszy raz zachodził wypadek, że mogli zostawać z sobą dłużéj sam na sam. A nuż, myślałem sobie, przyjdzie między niemi do wyznania i czułem, że blednę, jak ten co traci nadzieję nadziei.
Bałem się tego, jakby jakiegoś nieszczęścia jakby niecofnionego wyroku śmierci, o którym się wié, że nadejść musi, ale który człek odwłóczy ile mu sił stanie.
Wróciwszy do domu, na dziedzińcu spotkałem księdza Ludwika, ubranego w worek na głowie, otaczający drucianą siatkę na twarz. Ksiądz Ludwik wybierał się do pasieki.
— Czy Selim tu jest, księże Ludwiku? — spytałem?
— Jest: będzie z półtory godziny jak przyjechał.
Serce zadrgało mi niespokojnie.
— A gdzie go znajdę?
— Wybierali się na staw z Hanią i z Ewunią.
Pobiegłem szybko do ogrodu nad brzeg stawu gdzie stały czółna. Rzeczywiście jednego z większych czółen brakło: spojrzałem na staw, ale zrazu nie mogłem nic dojrzeć. Domyśliłem się że Selim musiał skręcić na prawo ku olszynom, skutkiem czego czółno wraz z jadącymi zasłonięte było przez rosnące po brzegach trzciny. Schwyciłem wiosło i wskoczywszy w małą jednoosobową łódkę, ruszyłem cicho na staw, trzymając się trzcin i nie wyjeżdżając z nich całkowicie, tak aby widziéć nie będąc widzianym.
Jakoż wkrótce ujrzałem ich. Na obszernéj, nie porośniętéj trzciną przestrzeni tkwiło nieruchomie czółno: wiosła były zwieszone. Na jednym jego końcu siedziała odwrócona od Hani i Selima, mała siostrzyczka moja