Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że nad wieczorem będzie deszcz, zwracała się z tém do pani d’Yves, na co ja również pani d’Yves, a nie Hani, odpowiadałem, że deszczu nie będzie. To dąsanie się i przekomarzanie wzajemne, miało nawet dla mnie pewien draźniący urok. Ciekawy jestem, moja panienko, jak my to będziemy obchodzić się ze sobą w Ustrzycy, bo przecie mamy jechać do Ustrzycy, myślałem sobie w duchu. Naumyślnie w Ustrzycy spytam ją w obec obcych o coś, ona musi przecież odpowiedzieć i tak te lody pękną! Obiecywałem sobie wiele po téj bytności w Ustrzycy. Wprawdzie miała jechać z nami pani d’Yves, ale co mi to szkodziło! Tymczasem szło mi daleko więcéj o to, żeby nikt z obecnych przy stole nie spostrzegł naszych gniewów. Jeśli ktoś spostrzeże, myślałem, spyta: czy się gniewamy; zaraz wszystko wyjdzie na wierzch i wszystko się wyda! Na samą myśl o tém, rumieniec bił mi na twarz, a obawa ściskała serce. Ale, o dziwo! spostrzegłem, że Hania daleko mniéj się tego boi, niż ja; daléj, że widzi moję bojaźń i w duszy sobie z niéj dworuje. Z kolei czułem się tém upokorzony, ale na razie nie było co robić. Czekała mnie Ustrzyca, więc uchwyciłem się téj myśli, jak deski zbawienia.
Ale widocznie myślała o niéj Hania, bo po obiedzie, przyniósłszy ojcu kawę czarną, pocałowała go w rękę i rzekła:
— Proszę pana, mogę ja nie jechać do Ustrzycy?
Ach! jaka niegodziwa! jaka niegodziwa! ta ukochana Hania, pomyślałem sobie w duszy.
Ale ojciec, który był trochę głuchy, nie dosłyszał odrazu, tylko ucałowawszy dziewczynkę w czoło, rzekł:
— Czego tam chcesz kobietko?
— Mam jedną prośbę?
— Jaką?