Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wał: „Jezus, Marya! — no i co!“ My z Selimem, oparłszy się o siebie ramionami, z utkwionemi oczyma w ojca, łowiliśmy z chciwością jego słowa; ale wrażenia na żadnéj twarzy nie malowały się tak wybitnie, jak na twarzy Selima. Oczy świeciły mu jak węgle, rumieńce biły na twarz, wschodnia gorąca natura wyszła jakby oliwa na wierzch. Trudno mu było dosiedziéć na miejscu. Pani d’Yves spojrzawszy nań, uśmiechnęła się i pokakazała go oczyma Hani, a potém obie poczęły mu się przypatrywać, bo bawiła je ta twarz, jakby zwierciadło, albo jak szyba wodna, w któréj odbija się wszystko, co tylko zbliży się do przezroczy.
Dzisiaj, kiedy przypominam sobie podobne wieczory, nie umiem się oprzeć rozrzewnieniu. Wiele fal na wodzie, a obłoków na niebie upłynęło od tego czasu, a jednak pamięć skrzydlata ustawicznie przesuwa mi przed oczyma podobne obrazy dworu wiejskiego, cichéj nocy letniéj i takiéj rodziny zgodnéj kochającéj się, szczęśliwéj; stary, posiwiały weteran opowiada tam o dawnych życia kolejach; u młodych skrzą się oczy, daléj jedna twarzyczka jak kwiat polny... Hej! dużo fal na wodzie, a obłoków na niebie upłynęło od tego czasu.
Tymczasem wybiła godzina dziesiąta. Selim zerwał się, bo miał rozkaz wracać na noc do domu. Postanowiliśmy, że całe towarzystwo odprowadzi go jeszcze aż do krzyża stojącego na końcu alei lipowéj, blizko drugiego kołowrotu: ja zaś konno daléj jeszcze, bo aż za łąki. Wyruszyliśmy tedy wszyscy, oprócz Kazia, który rozespał się już w najlepsze.
Ja, Hania i Selim wysunęliśmy się naprzód: my obaj prowadząc konie za cugle, Hania między nami