Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.4.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzymanej w oddaleniu sznurami rozciągniętymi wkoło budynków. Nareszcie z głównej szopy wyjeżdża procesya, której celem zaciekawić do tego stopnia publiczność, żeby aż skamieniała. Czoło procesyi stanowi ogromny wóz, zaprzągnięty w sześć koni z piórami na głowach. Woźnice w kostiumach pocztylionów francuskich powożą z siodła. Na wozach stoją klatki ze lwami, w każdej zaś klatce siedzi lady z różczką oliwną. Za wozem postępuje słoń pokryty kobiercem, z wieżą na grzbiecie i łucznikami w wieży. Trąby grają, bębny biją, lwy ryczą, bicze klaskają, słowem cała karawana jak gomon posuwa się naprzód z hałasem i wrzawą: niedosyć na tem: za słoniem toczy się maszyna z kominem jak u lokomotywy, podobna do organów, na której para gra a raczej kwiczy i wyświstuje najpiekielniej narodowe „Yankee Doodle“. Chwilami para dłużej zatrzymuje się w dudzie, a wtedy z dudy wychodzi zwyczajny świst, co jednak nie zmniejsza entuzyazmu tłumów, które, słuchając tej pieśni kwicząco-parowej, nie posiadają się z radości. Amerykanie krzyczą: hurra! Niemcy: hoch! Meksykanie: e viva! Cahuillowie zaś wyją z zadowolenia jak dzikie zwierzęta, które pokąsał giez.
Tłumy ciągną za wozami, miejsce naokół cyrku wyludnia się, papugi przestają wrzeszczeć, małpy przewracać koziołki: „The greatest attraction“ nie bierze jednak udziału w procesyi. Na wozach niema ani „niezrównanego na bacie“ dyrektora, ani niezwyciężonego „Orsa“, ani „anioła powietrznego Jenny“. To wszystko chowa się dopiero na wieczór, aby tem większe wywołać wrażenie. Dyrektor siedzi gdzieś w szopie, lub za-