Przejdź do zawartości

Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.4.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  18  —

dwa dni przed wyruszeniem taboru, zmieniła jej postanowienie. Ciotka Atkins bowiem, będąc rodem z Tenessee i mając pełne uszy wieści, jakie przyjaciele moi z nad brzegów Mississipi opowiadali sobie i innym o moich zuchwałych wyprawach do osławionego Arkanzasu, o doświadczeniu w podróżach przez pustynie i o opiece, jakiej udzielałem słabym (com sobie uważał za prosty obowiązek), w takich odmalowała mnie przed Lilian kolorach, że dziewczynka, nie namyślając się dłużej, przyłączyła się do karawany idącej pod moją wodzą. Tym to przesadnym opowiadaniom ciotki Atkins, która nie omieszkała była dodać, że jestem „knight’em,“ czyli rycerzem z urodzenia, przypisać należało zajęcie się panny Moris moją osobą.
— Luba i mała istoto! — rzekłem, gdy skończyła opowiadanie — możesz być pewna, że nikt ci tu krzywdy nie uczyni i że ci opieki nie zbraknie; co zaś do twego ojca, to Kalifornia jest najzdrowszym krajem w świecie i z febry tamtejszej nikt nie umiera. W każdym razie, póki ja żyję, nie możesz zostać samą, a tymczasem, niech Bóg błogosławi twojej słodkiej twarzy!
— Dziękuję, kapitanie! — odpowiedziała ze wzruszeniem, i szliśmy dalej, tylko że mi serce biło coraz mocniej.
Zwolna rozmowa nasza stała się coraz weselszą i żadne z nas nie przewidywało, że po chwili zachmurzy się niespodzianie ta pogoda, która była nad nami.
— Wszakże tu wszyscy dobrzy są dla pani, miss Moris? — pytałem znowu, nie przypuszczając ani na