Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  261  —

— Jutro.
Rankiem wyszła, i zbliżywszy się do Hansa, rzekła:
— Słuchaj, panie Doczmenie! wiem, że ta małpa, to ja, ale pójdźno ze mną do sędziego. Zobaczymy co on na to powie.
— Powie, że wolno mi wymalować nad moim sklepem co mi się podoba.
— Zobaczymy to zaraz.
Panna Neuman ledwo mogła oddychać.
— A zkąd panna wie, że ta małpa to panna?
— Sumienie mi to mówi. Pójdź, pójdź do sędziego, a nie, to cię szeryf w kajdanach zaprowadzi,
— Dobrze! pójdę — rzekł Hans, pewny wygranéj.
Poprzymykali sklepy i poszli, wymyślając sobie po drodze. Dopiero przy samych drzwiach sędziego Dasonvilla, przypomnieli sobie, że oboje nie umieją dość po angielsku, aby sprawę wytłómaczyć. Co tu robić?! Ot szeryf, jako żyd polski, umie i po niemiecku i po angielsku. Dalejże do szeryfa.
Ale szeryf siedział właśnie na wozie i zabierał się do wyjazdu.
— Idźcie do devil! — krzyknął prędko. — Całe miasto przez was niespokojne! Chodzicie w jednych trzewikach po całych latach! Ja jadę po „lumber,“ Good bye!