Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  104  —

bronuje: słowem robi wszystko ze swymi najemnikami, z którymi razem jada. Prawie nie chce się wierzyć europejskiemu przybyszowi, że tak jest, a jednak tak jest. Szacunek i zamiłowanie niesłychane pracy: oto potęga niezwalczona, oto przyszłość świetna i światowładna yankesów. Powtarzam jeszcze raz: yankes to robotnik czasem milionowy, czasem biédny, ale zawsze robotnik; meksykanin, to drugi biegun, to antyteza yankesa.
Bogaty meksykanin, to pan, w europejskiém znaczeniu tego słowa. W Los Angelos widywałem od czasu do czasu arystokratycznie wyglądających dżentlemanów, w czarnych najnowszéj mody surdutach i świetnéj bieliźnie, odbijającéj jaskrawo od ciemnéj ich płci, w powozach, lub na dzielnych koniach, często ze służbą pieszą lub konną. Dystyngowana powierzchowność i duma malująca się w twarzach owych dżentlemanów, zwróciły moją uwagę. Uważałem, że chcąc naprzykład kupić coś, nigdy nie wchodzili do sklepu, ale zatrzymywali się na ulicy, kupiec zaś z pośpiechem wychodził pytać czegoby żądali. Pytałem kto oni są, odpowiadano mi z ironicznym uśmiechem, że to meksykanie, panowie Jorba, posiadacze ziemscy, do których przed niedawnym jeszcze czasem należały całe „caniony” w południowéj Kalifornii. Niektórzy jeszcze mają znaczne posiadłości, ale po większéj części nie sięgające dziesiątéj części tego, co posiadali dawniéj. Najbogatszego z Jor-