Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  60  —

wy koń, na którego potém meksykanie i indyanie spoglądali z nietajoną żądzą.
Ale tak meksykanie jak i indyanie wcale nie zajmują się swemi końmi. Gdy meksykanin przyjeżdża z drogi, wówczas zdejmuje kulbakę, a konia wygania na step, jak u nas na Ukrainie czynią kozacy — i nie chce więcéj o nim wiedzieć. Nigdy nie widziałem, aby meksykanin konia czyścił lub karmił obrokiem. Koń żyje tém, co sam znajdzie. Prawda, że na wiosnę i w zimie, paszy wszędzie jest obfitość; ale latem w lipcu i sierpniu, gdy słońce spali na proch trawy, a „prerya“ wygląda jak popękane klepisko, konie mrą z głodu, i utrzymują się przy życiu tylko obgryzaniem liści wierzb i innych drzew rosnących przy wyschłych łożyskach strumieni. Łatwo zrozumieć, że żyjąc w powyższych warunkach, mustangi muszą być złe i dzikie. Przez większą część roku, żyjąc w stadzie, nie widują twarzy ludzkiéj, a gdy czasem pojawia się jeden i drugi człowiek, to tylko poto, żeby wywijać długiém lassem nad przerażoném stadem, chwytać konie, dusić je, potém dosiadać i bość takiemi ostrogami, jakie ongi, w Europie nosili średniowieczni rycerze.
Gdyby nie ta dzika, stepowa, a w rzeczy żadna hodowla, mustangi, mające w sobie krew dawnych koni hiszpańskich, wnuków owych rumaków, które wraz z arabami przybyły do Hiszpanii ze Wschodu, jeszcze w 711 roku, dałyby się wyrobić w rassę piękną i szczególniéj pod siodło przednią. Dowo-